Z nutką nastalgii: Kowboje z Wrocławia, czyli PRL-owskie pradzieje westernu.

Nie było drugiego takiego klubu w naszym kraju, który tuż po założeniu w 1965 roku aż po początki lat dziewięćdziesiątych organizował rajdy w stylu western. Ta tradycja została zaszczepiona studentom z AKJ u jego zarania i konsekwentnie kultywowana przez lata. Jest żywa do dziś. Pierwsza generacja klubowiczów (tych z lat 60. i 70.), nazwawszy się "Starymi Końmi", raz w miesiącu spotyka się w restauracji Union Pacific. Druga generacja (lata 80.) już się skrzyknęła, przyjęła roboczą nazwę "Konie Wiecznie Młode - Końtynuacja" i lada moment będzie miała swój pierwszy spęd.
Wszystkich tych ludzi połączyły konie, młodość, przyjaźń, przygoda. Mają co wspominać: transportowanie koni koleją na Pojezierze Drawskie, rozwożenie owsa po miejscach stacjonowania, biwaki w dzikich naonczas ostępach, napady na pociąg na Pojezierzu Lubuskim, wyścigi na Kaszubach, rajdy z Wrocławia nad morze, bale szeryfa, kupowanie mięsa na kartki, nocne eskapady brzegami jezior, wódkę pitą w krąg wprost z butelki, niedobory piwa i smak tego z trudem zdobytego napoju, jesienne spotkania porajdowe.
Udawali kowbojów na koniach kupionych na wiejskich spędach, bez udokumentowanych rodowodów, ale także na wielkopolanach i z rzadka na szlachetnych angloarabach lub folblutach. Zamiast kowbojskich siodeł mieli ułańskie kulbaki wojskowe, które ktoś kiedyś jakimś sposobem przyhołubił z planu filmowego. Te kulbaki, co roku starannie naprawiane własnymi sposobami, wiernie służyły przez lata.
Na jednym z kowbojskich rajdów był pisarz i poeta Edward Stachura. W swoich pamiętnikach wspomina, że czuł się jak członek trupy teatralnej, która po wsiach i miasteczkach daje przedstawienia. W siermiężnej ówczesnej rzeczywistości kowboje z Wrocławia prezentowali się egzotycznie - ni to Bonanza, ni Cyganie. Po raz pierwszy studenci wyruszyli na szlak tuż po tym, jak władze PRL zakazały Cyganom organizowania taborów. Jednak nawet w końcówce lat osiemdziesiątych ludzie na wsi byli przekonani, że to właśnie Cyganie przyjechali. Usilnie stylizowane na kowbojskie, wozy na gumowanych kołach były jednakowoż zbyt pokraczne, by mający powszechny dostęp do telewizji obywatele miasteczek i wsi nie zauważyli, że to ani wóz osadników, ani dyliżans.
W 1993 roku na Kaszubach odbył się ostatni rajd AKJ Wrocław. Pozostały wspomnienia i legenda.
Autor: Jerzy Sawka
Artykuł dzięki uprzejmości portalu: Gazeta.pl
Wysłano dnia 03-11-2004 przez Gazeta Wyborcza
Oceny artykułu
