

Lansjer
Dołączył: 20 Sty 2007
Pochwał: 2 Posty: 1997
Skąd: Pustynia Błędowska / Wrocław
Status: Offline
|
Jak się okazało historia nie może zakończyć się polubownie i jeśli chciałoby się powiedzieć, że to, co było do tej pory, było absurdalnym szczytem chamstwa i kłamstwa, to trzeba się wstrzymać.
Ale od początku.
Więc w końcu umówiliśmy się z panem właścicielem, który to wcześniej rozmówił się z panem politykiem (nawet rozmawiał z moim tatą, będąc u pana polityka), że w środę (03.10.2007) przyjedzie do stajni M. i odda połowę różnicy między ceną Demona i ceną Aquariusa. Rzecz jasna nie było go, natomiast w czwartek sam zadzwonił i umówił się na popołudnie. Jeszcze kontaktowałam się z nim i mówił, że tak, oczywiście, przyjedzie za godzinę. Czekałam i nie doczekałam się. Nie można się było dodzwonić (nawiasem mówiąc miła pani mówiła, że użytkownik nie posiada takiej funkcji; do cholery jasnej - nie posiada funkcji odbierania telefonu?!), po moich sms-ach łaskawie napisał, że "kasę przywiezie między 10.10., a 16.10.2007". Co za tchórz! Tak, wtedy tak myślałam. Tata wysłał sms-a (jedyna możliwość kontaktu z panem właścicielem), że ma czas do 14.10., a 15.10 jeśli nie odda całej kwoty, oddajemy sprawę do prokuratury. Sms nie doszedł, telefon już wyłączony. Nic się nie dzieje, poczekamy.
Ale w piątek, na lekcji przyszedł mi sms od taty, że pan polityk każe nam płacić 15 złotych za dzienne utrzymanie Demona i mamy zabrać swojego konia! Wyobrażacie sobie?
Brak słów, jedynie nasuwają się przekleństwa na język! Trudno opanować tą niechęć, choć minęło parę dni od wydarzenia. Z chęcią przestrzeliłabym mu coś wiatrówką (to nie jest groźba śmierci - tak na wszelki wypadek, żeby mnie nie pozwał, eh).
Ale dalej: bowiem do 1.10.2007 mieliśmy (on i my) czas do wymiany konia. W aneksie do umowy nie było wspomniane, co się ma stać po upływie tego czasu.
Dalej mam ochotę krzyczeć, ale wyjaśnię inaczej:
Umowa o Demona była zawarta między moją mamą, a panem politykiem. A aneksie do niej było zawarte, że do 31.09.2007 (choć wrzesień ma 30 dni) mamy czas wymienić konia, ale pan polityk nie zgodził się na podpisanie wzmianki o oddaniu pieniędzy za Demona po upływie tego czasu. Nie było tak jednak też tego, że po "31.09" Demon wraca do nas!
Szczyt bezczelności, kłamstwa, oszczerstwa i wszystkich szczytów!
Dalej: umowa o Aquariusa była zawarta między mną, a panem właścicielem. Wygląda to, więc tak, jakbym kupiła niezależnie od sprawy z Demonem innego konia.
Po prostu pan polityk chce się pozbyć konia, który tka. Za wszelką cenę. Myślał, że Aquariusa będziemy zmuszeni oddać, a zostawić sobie wspaniałego sportowca – Demona. Widzicie – to jest polityk.
Doszliśmy do wniosku, że bardzo możliwe, że prawnie mamy dwa konie, i Demona, i Aquariusa. W takie sytuacji wzięlibyśmy Demona, sprzedalibyśmy go po niewygórowanej cenie do rekreacji (na rzeź z nim ;)) i niech panowie użerają się między sobą o pieniądze. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Trzeba by mieć jednak pewność, że prawnie zapłaciliśmy pieniądze za Aquariusa, więc wczoraj tata udał się po poradę prawną i na dzień dzisiejszy sprawa wygląda tak:
Według umowy z panem właścicielem zapłaciliśmy i dopiero odebraliśmy konia – nie ma możliwości, żeby domagał się jego zwrotu, dlatego że nie otrzymał pieniędzy z rączki do rączki (tylko, co z tym podpisem na formularzu o zmianę właściciela, którego nie mam i przez to nie zmienię właściciela?).
Co się tyczy zaś Demona, aneks, który podpisaliśmy z panem politykiem, unieważnia umowę jego kupna. A więc, koń ten nie jest nasz prawnie i pan polityk może nas w dupę pocałować, a my nie mamy obowiązku mu zapłacić za jego pobyt u niego. Gdybyśmy podali sprawę do prokuratury, mamy ją wygraną. Jednak poczekamy do ustalonego terminu, czy pan właściciel zwróci nam pieniądze. Jeśli nie, będziemy się żreć.
Pan polityk ładnie chciał nas wyrobić, wykolegować, wyrolować itd. Nie wiem, dlaczego tacy ludzie istnieją i z chęcią przyczyniłabym się do tego, by nie istnieli. Możliwe jest też to, że przeciąganie przez pana właściciela oddanie pieniędzy, było jego i pana polityka taktyką.
Teraz miła-niemiła wzmianka:
Aquariusowi pojawiły się dwa malutkie kochaniutkie sarkoidziki, przed popręgiem i niedaleko słabizny. Natomiast ten duży tydzień temu odpadł, jednak nie całkowicie (tylko z wierzchu). Już na dniach będę płacić za skuteczną maść – Xxterrę, ale naczekałam się na nią sporo. I tak szczęście, że będzie tak szybko i tak łatwo.
Pod siodłem chodzi jak anioł, czasem gorzej wychodzą mu skoki – leniuszek się w nim odzywa. Dziś znów był na oklep, ponieważ mimo kocyka na kłębie – obciera się i mimo futerka na popręgu i sprawdzanym, co parę minut popręgu – obciera się. Zastanawiam się czy to czasem nie dlatego, że jest osłabiony i wrażliwy po tej chemioterapii przeciwko sarkoidowi.
Czy używał ktoś podkładki akrylowej lub innej na kłąb?
Zdjęcia sprzed tygodnia. Natomiast zauważyłam już zalążki mięśni, na zadzie na przykład. Rozwija się maleństwo.
"Prawda - rzekł źrebiec - jednakże, mój bracie,
Chociaż to złoto, przecież to wędzidło".
|
» Wysłany: Wto Paź 09, 2007 21:30
|